Aktualności z klubu

Koniec superserii Pawła Wrońskiego

   Dobiegła końca najlepsza seria w historii turniejów „Nie lubię poniedziałków”. Paweł Wroński przez cztery tygodnie z rzędu, od piątego do ósmego turnieju dochodził w Ósemce do finału zawodów, z których wygrał aż trzy. Tym razem musiał się zadowolić 9 miejscem. 

  Już w II rundzie niespodziewanie uległ 4:8 Grzegorzowi Marcowi. Przeszedł na lewa stronę, co w poprzednich turniejach nie stanowiło dla niego problemu. – Lubię tam grać, bo nie trzeba długo czekać na kolejnego rywala, można zachować rytm gry – komentował wcześniej.
Tym razem nie miał dnia. Właściwie powinien skończyć na 13. Pozycji, bo z Mariuszem Frąckiem przegrywał już 2:7. Ten mecz jakimś cudem uratował, ale w spotkaniu o ćwierćfinał nie sprostał Grzegorzowi Gwizdakowi, przegrywając 4:8. – Co się stało? Nic takiego. Po prostu nie miałem dobrego dnia, grałem słabiutko i zasłużenie przegrałem – uśmiecha się popularny „Wrona”. 
Bohaterem wieczoru został Janusz Stawarz, który nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio triumfował. – Może ze dwie edycje temu – mówił po finale z Mirosławem Dąbrowskim. W drodze do tego meczu Janusz już w pierwszej rundzie zaliczył falstart, ulegając 7:8 zawsze groźnemu Romanowi Gałuszce. – Przy 7:7 Romek zagrał niesamowite, jakieś kosmiczne kombi. Cóż, nie byłem jeszcze rozgrzany i słabo zagrałem – stwierdził Janusz, któremu na lewej stronie poszło jak z płatka. Piotrowi Nowakowi pozwolił ugrać punkt, Dariuszowi Buczyńskiemu cztery, a Bartłomieja Szkołuta wypunktował bez gry do zera (Bartek musiał wcześniej wyjść i oddał mecz walkowerem).
W ćwierćfinale Janusz ograł wyżej notowanego od siebie Witolda Hajduka (8:5), a w półfinale początkowo licytował się z Sebastianem Krupą na proste błędy, ale w końcu poprawił celownik i odprawił rywala z kwitkiem (8:4).
„Miro” po wolnym losie w pierwszej rundzie, pokonał 8:3 Mariusz Frącka, by następnie nieoczekiwanie ulec 5:8 Grzegorzowi Marcowi. Na lewej stronie Mirek trafił na Roberta Peckę. „Dziadek” był skoncentrowany, zależało mu na zwycięstwie, ale trochę nieszczęśliwie rozbijał i przegrał 5:8. W ćwierćfinale „Miro” znalazł sposób na Jerzego Goneta. Lidera rankingu pokonał 8:5. W półfinale trafił na Grzegorz Gwizdaka. „czarny koń” zawodów nie poszalał – przegrał do zera.
Faworytem finału był „Miro”, ale mecz miał zaskakująco jednostronny przebieg i toczył się pod dyktando pewnie grającego Janusza. Ten powinien wygrać do zera, bo przy stanie 7:0 miał proste wbicie do środkowej łuzy. Pomylił się strasznie, ale losy meczu się nie odwróciły. Mirek zdobył 2 punkty, ale po chwili Janusz pewnie zdobył punkt na zwycięstwo 8:2.

- To wcale nie był dzień, w którym grałem na wysokim poziomie. Miałem w kilku momentach mnóstwo farta – samokrytycznie przyznał Mirek. – Nie byłem przekonany, że pokonam Jurka w ćwierćfinale, ale gdy coś sknociłem, to wychodziła z tego odstawna i jakoś zdobywałem kolejne punkty. W finale myślałem, że nie zdobędę punktu, ale Janusz dał mi jeszcze podejść do stołu. Ten mecz wypuściłem z rąk w pierwszej partii, gdy Janusz popełnił dwie pomyłki, ale nie potrafiłem z tego skorzystać.
- Dziwny był półfinał z Sebastianem – oceniał swe dokonania Janusz. – Potrafiliśmy wbijać dość trudne bile, ale psuliśmy te niby najprostsze. W finale nieźle wychodziły mi rozbicia, coś mi po nich wpadało, bile ładnie się układały i mogłem wygrać do zera. Pojawiła się jednak dekoncentracja, bila była lekko do ścięcia i nie trafiłem – dodał Janusz.
Zanim jeszcze zatriumfował w zawodach. Janusz został wylosowany w jackpocie. Rozbicie na pierwszy rzut oka wyszło mu nie najgorzej, bile ustawiły się w dość obiecujący sposób, ale... – Najpierw trzeba było wbić jedynkę. Trudna nie była, ale łatwa też nie. Musiałem grać mocno, żeby dobrze wyjść. Niestety, brakło dokładności. Za tydzień szanse dostanie pewnie ktoś inny – stwierdził Janusz.
W najbliższy poniedziałek turniej nr 10, czyli ostatni. Po nim już tylko zawody Masters dla najlepszej szesnastki rankingu.

Paweł Wroński wygrywa trzeci turniej

Paweł Wroński, który miał pięcioletnią przerwę w bilard, błyskawicznie wraca do formy. Tym razem udowodnił to w VIII Turnieju Nie Lubię Poniedziałków – 3x9, w którym nie miał sobie równych. W finale pokonał Sebastiana Krupę. „Wrona” po raz czwarty z rzędu zameldował się w finale, po raz trzeci wygrał, a po raz drugi nie musiał grać na lewej stronie drabinki. To ostatnie akurat lubi, bo pozwala mu zachować meczowy rytm. - Nie było lewej strony, ale czułem się naprawdę dobrze i dłuższa przerwa między meczami nie stanowiła problemu. Kilku przeciwników też pokazało niezły bilard, ale powiem nieskromnie, że akurat w tym dniu trzeba było zagrać lepiej niż dobrze, żeby mnie pokonać – komentował Paweł po zawodach. Bohater dnia w największych opałach był w pierwszej rundzie, kiedy to przegrywał z Arkadiuszem Nawojskim 0:5. – W końcu jednak odpaliłem i w sumie spokojnie uratowałem mecz – stwierdził bohater dnia, który wygrał 8:6. Potem miał już łatwiej, Mateusza Dąbka rozgromił do zera, a Mariuszowi Frąckowi oddał dwa punkty. W ćwierćfinale pola łatwo nie oddawał Sebastian Hołówko. – Graliśmy cios za cios, ale ostatnie słowo należało do mnie – zaznaczył Paweł, który w półfinale trafił na Jerzego Goneta. Ten potrafił z Pawłem wygrać finał 8:0 i miał chrapkę na kolejne triumf. – Jurek grał bardzo dobrze, szliśmy równo, ale wychodziły mi rozbicia i dzięki temu mogłem zdobyć najważniejsze punkty – podkreślił Paweł, który wygrał pojedynek 8:5. Sebastian Krupa już w pierwszej rundzie otarł się o lewą stronę drabinki turniejowej. Działo się to w meczu z Grzegorzem Marcem. – Mordowałem się, był to mój najsłabszy mecz w turnieju i niewiele brakowało do porażki – przyznał „Seba”, który wygrał ostatecznie 8:7 i tak się skoncentrował, że w dwóch kolejnych grach nie oddał ani punktu. Gorycz bolesnych porażek musieli przełknąć Łukasz Pietraszek i Janusz Stawarz. W ćwierćfinale i półfinale „Seba” tracił po 5 „oczek”. Pokonał kolejnego Arkadiusza Nawojskiego i ponownie Janusza. - Na początku finału Paweł pomylił się ze dwa razy. Zrobiłem cztery punkty, ale potem skończył partię z kija, z podejścia i było po frytkach – podsumował Sebastian, dla którego był to drugi finał w tej edycji, po raz drugi przegrany z Pawłem. - Wracam do bilarda po długiej przerwie i wygląda to na ten moment obiecująco. Ręka zaczyna dobrze chodzić, a najważniejsze, że ta gra znowu sprawia mi dużo radości – ocenił „Wrona””. W Jackpocie w krótkim czasie ponownie szansę dostał Mirosław Dąbrowski. Tym razem nie skończył zabawy na rozbiciu. Jedna bila wpadła do łuzy, a pozycja na „jedynkę” i cały układ wyglądał obiecująco. Niestety, Mirek chyba nie wytrzymał presji, źle uderzył i okazje na dobranie się do pokaźnej puli diabli wzięli. W lany poniedziałek turnieju nie będzie. Na kolejny zapraszamy tydzień po świętach. Początek niezmiennie o godzinie 18.

Koniec wakacji w rzeszowskim klubie bilardowym Ósemka

  Pod koniec sierpnia w rzeszowskim klubie bilardowym Ósemka zakończyły się letnie turnieje bilardowe, w których najlepiej pokazał się chyba Sebastian Hołówko, wygrywając trzy z siedmiu turniejów. Cztery pozostałe turnieje wygrywali Sławomir Pasternak, Mariusz Kołakowski, Jan Cyrul i Witek Hajduk.
  Wakacje za nami, a więc do boju ruszają kolejne turnieje - najpierw w niedzielę 10 września o godz.13.00 do stołów bilardowych podejdą zawodnicy walczący o awans do mistrzostw Polski Amatorów, które odbędą się w listopadzie w łódzkim klubie bilardowym Frame. Po trzech turniejach na prowadzeniu jest Szymon Sadlik, ale jego przewaga nad resztą ( Dariusz Buczyński, Tomasz Sadlik i Sebastian Hołówko ) jest minimalna i z pewnością łatwo o awans nie będzie.
  18 września do stołów wrócą zawodnicy "poniedziałkowi", czyli uczestnicy bardzo popularnego cyklu turniejów bilardowych z serii "Nie Lubię Poniedziałków".
Dwa pierwsze turnieje, rozegrane jeszcze przed wakacjami, wygrali odpowiednio Bartosz Drążek i Robert Pecka. Kto tym razem sięgnie po najwyższe trofeum ? A może znajdzie się w końcu szczęśliwiec, który rozbije bank tj.Jackpota, w którym uzbierała się juz całkiem pokaźna kwota. Tego wszystkiego dowiemy się już niebawem.
  
Mariusz Kołakowski
Na zdjęciu Mariusz Kołakowski ( zdj.Fanpage klubu bilardowego Ósemka)

Powrót "Kołka"

 W kolejnym, czwartym wakacyjnym turnieju bilardowym rozegranym w rzeszowskim klubie bilardowym Ósemka zwyciężył dawno nie widziany w Rzeszowie Mariusz Kołakowski. W finale pokonał przedstawiciela "miejscowych", czyli Jakuba Mierzwę. Na trzecich miejscach uplasowali się Sebastian Krupa i Stawarz Janusz. 
  Nieco słabiej wypadł zwycięzca dwóch poprzednich turniejów wakacyjnych - Sebastian Hołówko, którego "katem" okazał się wspomniany wcześniej szef Ósemki, Janusz Stawarz.
  A już w przyszły poniedziałek kolejny letni turniej - start o godz. 18.00.
Zobacz szerszą relację z turnieju - więcej... 

Ósmy turniej dla Jurka Goneta

  Jerzy Gonet został najlepszym bilardzistą VIII turnieju z cyklu ”Nie lubię poniedziałków”. W finale zawodów pokonał Roberta Peckę.
„Jerry”” w drodze do swego pierwszego w tej edycji finału pokonał Łukasza Puszkarewicza, Bartosza Drążka, Bartosza Szymanowskiego, Łukasza Pasternaka, a w półfinale Pawła Wrońskiego. – Z Pawłem mecz był ciekawy i niełatwy. Było sześć do zera dla mnie, dla niego, dla mnie i dopiero w czwartej partii remis po trzy – komentuje Jurek.
Robert także nie musiał się stresować na lewej stronie drabinki. Na liście pokonanych przez niego znaleźli się dawno nie widziany w poniedziałkowym turnieju Dawid Mastej, Łukasz Pasternak, Sebastian Hołówko i Słąwomir Pasternak (ten ostatni z kolei dawno nie grał w półfinale).
W finale „jery” ostro ruszył z bloków i szybko zbudował przewagę nad Robertem. – Nie kończyłem partii z kija, czy podejścia, ale mimo to pierwszą wygrałem do zera, drugą do jednego – mówi bohater wieczoru. – Potem Robert zaczął gonić i gdyby w czwartej partii zdobył sześć punktów wygrałaby cały mecz. Potknął się jednak na niełatwej czwórce i wykorzystałem szanse – podsumował Jurek, który w tej edycji wystąpił dopiero po raz czwarty. – Raz byłem w ćwierćfinale, raz w półfinale – dodał. W zawodach rywalizowało 22 zawodników. W rankingu pierwsza pozycje nadal zajmuje Bartosz Szkołut.nlp 8 2Na koniec tradycyjnie słowo o jackpocie i tradycyjnie komentarz będzie nieprzesadnie długi, bo wielka nagroda pozostaje nadal poza zasięgiem zawodników. Tym razem los uśmiechnął się do Sebastiana Hołówko. „Seba” przed rozbiciem skoncentrował się jak trzeba, ustawił celownik, huknął w białą mocno, także z wyczuciem i... Przez ułamek sekundy miał dobre przeczucie, bo drogę do łuzy znalazły dwie bile. Niestety, kiedy Sebastian spojrzał na całość sytuacji, okazało się, że bila nr 2 nie daje wielkich nadziei na kontynuację gry. Sebastian próbował coś zdziałać, ale nic z tego nie wyszło.
Po niedzieli turniej nr 8. Początek o godzinie 18.
Bilardzik.pl

Serwis sportowy promujący sport bilardowy - tutaj znajdziesz mnóstwo informacji o działalności klubów bilardowych, rankingi bilardowe, profile zawodników, a także profesjonalny kalendarz i wyszukiwarkę turniejów bilardowych.

facebook